Przy okazji rosyjskiego ataku na Ukrainę głośno zrobiło się o europejskim uzależnieniu od dostaw gazu ziemnego z Rosji. Potwierdził je 7 marca niemiecki kanclerz Olaf Scholz słowami:
Obecnie nie da się w żaden inny sposób zapewnić Europie dostaw energii na potrzeby wytwarzania ciepła, mobilności, dostaw energii elektrycznej i przemysłu.
W interesach o skali odpowiadającej dostawom surowców energetycznych dla odbiorcy, jakim jest Europa, nie ma przypadków. Rosjanie wspólnie z europejskimi politykami takimi jak były kanclerz Niemiec Gerhard Shroeder czy polski minister Waldemar Pawlak zadbali o jak największą zależność Europy od węglowodorów zza Uralu.
Oprócz współdziałania z politykami, narzędziem rosyjskiej dominacji energetycznej są tak zwane organizacje ekologiczne. To one skutecznie wywierają wpływ na administracje państwowe w zakresie inwestycji w infrastrukturę, budowę elektrowni, czy wręcz na całe polityki dotyczące bezpieczeństwa energetycznego.
Niemiecka gazeta Die Welt pisze, że Rosja wspiera finansowo tak zwanych ekologów w Europie, a nawet w USA. Na skutek tej działalności niemieckie państwo odeszło w znacznej mierze od wykorzystywania węgla w produkcji energii elektrycznej i cieplnej. Uzasadnieniem tego miało być powstawanie w tej technologii dwutlenku węgla, który według ekologów powoduje ocieplenie klimatu. Może i powoduje, ale nie o to tu chodzi. Przy spalaniu każdego gazu, także rosyjskiego również powstaje szkodliwy dwutlenek węgla.
Z ekologicznego punktu widzenia bardzo dziwi odejście Niemiec i innych europejskich krajów od energii elektrycznej wytwarzanej w elektrowniach atomowych. Ta technologia nie ma sobie równych, jeżeli chodzi o bezemisyjność i efektywność. No ale ktoś na wschodzie musiał zarobić, więc zastąpiono energię jądrową tą z gazu ziemnego, oczywiście importowanego z Rosji.
Sztama „ekologów” z Kremlem
Die Welt podaje, że Rosja wsparła europejskich aktywistów „ochrony klimatu” kwotą 82 mln dolarów. Zadaniem sponsorowanych organizacji jest zapobieganie wykorzystywaniu przez państwa Europy własnych źródeł gazu ziemnego. W gazecie można przeczytać, że w 2014 roku sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen powiedział, że
Rosja finansuje ekologów w celu utrzymania europejskiej zależności od rosyjskiego gazu.
Europa mogłaby zaspokoić swoje energetyczne potrzeby z własnych zasobów gazu ze złóż łupkowych. Wiele koncernów wydobywczych podjęło się ich eksploatacji już na początku tego stulecia. Die Welt twierdzi, że firmy zrezygnowały z wydobycia gazu łupkowego w Europie pod presją stowarzyszeń ekologicznych. Do takich wniosków miały dojść dwa duże amerykańskie dzienniki Financial Times i New York Times po przeprowadzonych dochodzeniach.
Objawy działania „ekoterrorystycznych” organizacji obserwowaliśmy również w Polsce. W 2011 roku amerykański koncern Chevron rozpoczął poszukiwania gazu łupkowego między innymi na Lubelszczyźnie. Niestety po kilku latach musiał zrezygnować z wydobycia właśnie pod presją „ekologów”, którzy twierdzili, że będzie ono równie szkodliwe, jak… katastrofa w Czarnobylu.
Pieniądze za gaz bardzo potrzebne
Na skutek odejścia od węgla i atomu oraz braku możliwości wydobycia gazu łupkowego w Europie nie pozostało nic innego jak kupować gaz od Rosjan. Dlatego w latach 2011-2012 oddano do użytku bałtycki gazociąg z Rosji do Niemiec „Nord Stream” oraz zaplanowano drugi gazociąg pod nazwą „Nord Stream 2”.
Katastrofalne efekty takiej polityki obserwujemy w czasach kryzysu, gdy ceny surowca szybują w górę, a wiele krajów nie może z dnia na dzień odejść od dostaw z Rosji. Skutkuje to między innymi przymusowym finansowaniem agresji na Ukrainę.