Dziesięć lat temu Rosja postanowiła przegrać

trzeci rzym

Dlaczego Rosja zachowuje się nieracjonalnie?

Aktualne rosyjskie zagrożenie dla Ukrainy jest skutkiem decyzji, które władze Rosji („Putin”) podjęły 10 lat temu. W komfortowej sytuacji „Putin” uznał, że pora utrzeć nosa Stanom Zjednoczonym, chociaż te już ustąpiły mu na wielu polach. Czyżby Rosja uznała ustępstwa za słabość swojego rywala, która jak wiadomo, uprawnia do wykorzystania sytuacji i zdobycia dodatkowych punktów? Nie wiadomo.

Wiadomo za to, że od tamtej pory zaczęła się rosyjska zła passa, która doprowadziła to państwo na krawędź wojny z Ukrainą oraz paktem NATO. Tego nawet „Rassija” może nie wytrzymać.

Co Rosja wygrała?

W 2008 roku lub nawet wcześniej Amerykanie rozpoczęli słynny zwrot w swojej polityce zagranicznej. W związku z rosnącą potęgą Chin przenieśli ciężar swojego zaangażowania na południowy i zachodni Pacyfik.  I w ramach tego „piwotu” zlikwidowano Drugą Flotę US Navy monitorującą rosyjskie ruchy na północnym Atlantyku. Również przy okazji obierania kierunku pacyficznego administracja Obamy zdecydowała o przeznaczeniu nowych okrętów podwodnych tylko do służby na Oceanie Spokojnym.

Oba te posunięcia były prezentami dla Rosji, zwłaszcza dokonana w porozumieniu z nią likwidacja Drugiej Floty. Już wtedy USA uznały państwo Putina za swojego sojusznika w nadchodzącym starciu z Państwem Środka.

Jednak ustąpienie pola na zachodniej półkuli nie było jedynym amerykańskim ukłonem w stronę Federacji Rosyjskiej. W efekcie słynnego „resetu” Barack Obama odwołał budowę tarczy antyrakietowej w Polsce i Rumunii, a także zaakceptował ogłoszony w 2010 roku rosyjsko-niemiecki plan „Unii od Lizbony do Władywostoku”.

Zaangażowanie USA w zniweczenie planów utworzenia tzw. unii arabskiej oraz w próbę obalenia Assada w Syrii także można zaliczyć do amerykańskich działań na rzecz rosyjskich interesów. Obydwie operacje przyniosły Rosji korzyść w postaci zniszczenia w zalążku potencjalnej potężnej konkurencji w dostawach ropy dla Europy Zachodniej.

Do powyższych rosyjskich sukcesów trzeba jeszcze doliczyć niedopuszczenie w 2008 roku do wstąpienia Gruzji do NATO oraz przejęcie w 2010 roku kontroli nad Ukrainą wskutek wyborów wygranych przez Wiktora Janukowycza. Wisienką na torcie niech tu będzie cena ropy powyżej 100 dolarów za baryłkę (2012).

Wątpliwy wizerunek imperatora ważniejszy niż faktyczne korzyści?

W takiej oto sytuacji, w której wystarczyło tylko siedzieć cicho i czerpać, rosyjskie elity zaczęły w 2012 roku prężyć muskuły. Jednym z pierwszych tego przejawów były dostawy broni dla syryjskiego dyktatora Assada, a później coraz śmielsze przebąkiwanie o wysłaniu do Syrii wojsk oraz o przewadze militarnej nad siłami Zachodu. Rosjanom zdarzały się również prowokacje, takie jak symulowany atak jądrowy na szwedzką Gotlandię.

Gdy Amerykanie zrozumieli rosyjski „reset”, reperkusje nadeszły bardzo szybko. Na przełomie lat 2013 i 2014 na Ukrainie rozpoczyna się ukraiński „Majdan”, w którego efekcie prezydent Janukowycz ucieka do Rosji, a władza przechodzi w ręce polityków proamerykańskich. Coraz częściej słychać głosy o możliwym wstąpieniu Ukrainy do NATO.

W następstwie tych wydarzeń w lutym 2014 Rosjanie wkraczają na Krym, a na wschodniej Ukrainie z ich inspiracji powstają dwie samozwańcze republiki.

Nieuchronne konsekwencje

Interwencja na Ukrainie dużo Rosję kosztuje, tak w wymiarze materialnym, jak i wizerunkowym. Niech przykładem tu będzie cena ropy. Od lutego 2011 roku do lipca 2014 baryłka kosztowała około 100 dolarów, a w grudniu 2014 już tylko 60. Podobny spadek notowany jest na rynku gazu. Ceny tych paliw pozostawały na niskim poziomie aż do listopada 2021 r.

Jeżeli przy tym uświadomimy sobie, że około połowy wpływów do rosyjskiego budżetu pochodzi ze sprzedaży węglowodorów, nietrudno zrozumieć jak niekorzystny dla Rosji obrót przybrały sprawy. Niejako na jej własne życzenie.

Inne straty wynikają z zachodnich sankcji, które wprowadziła UE, a nawet same Niemcy. Restrykcje handlowe oznaczają ograniczenie eksportu do Rosji technologii i niektórych artykułów konsumpcyjnych, co pogarsza sytuację wewnętrzną państwa.

Nieprzychylna Rosji staje się też zachodnia opinia publiczna. W dużej mierze na skutek zestrzelenia samolotu malezyjskich linii lotniczych z wieloma obywatelami Unii Europejskiej na pokładzie.

Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że Ukraina i Rosja po raz pierwszy od wieków stały się wrogimi sobie państwami.

Mogli odpuścić, ale po co? Jeszcze ktoś pomyśli, że są słabi…

Pomimo poważnego ostrzeżenia w postaci faktycznej utraty kontroli nad Ukrainą, spadku cen surowców oraz sankcji „Putin” brnie dalej.

W 2015 roku Rosjanie wprowadzają w życie swój plan zaangażowania się w wojnę domową w Syrii. Do tego kraju przybywają rosyjskie siły lądowe, a na Morze Śródziemne wpływa lotniskowiec Admirał Kuzniecow.

Trzecim dziwnym krokiem było wsparcie przez rosyjskie siły syryjskich Kurdów, którzy zostali opuszczeni przez Amerykanów w sytuacji grożącej konfrontacją z Turcją.

Te dwa ostatnie ruchy uczyniły z USA i Turcji wrogów Rosji.

Od 2013 roku same kosztowne błędy

Efekty rosyjskiej polityki prowadzonej od 2013 roku:

  • utrata ważnych sojuszników w postaci USA, a nawet Niemiec; zantagonizowanie Turcji;
  • sprowokowanie nałożenia sankcji przez USA i UE, co przyczynia się do zwiększenia niezadowolenia społecznego;
  • pogorszenie sytuacji gospodarczej na skutek niskich cen surowców;
  • rosyjski militaryzm powoduje wzmożone zbrojenia w Europie, które osłabiają Rosję otoczoną coraz silniejszymi sąsiadami.

Na przełomie lat 2021 i 2022 Rosja już wie, że niewiele ma czasu na odwrócenie złej passy. Czy spróbuje to zrobić jeszcze tej zimy?

„Putin” próbuje się ratować

Sytuacja wewnętrzna Federacji Rosyjskiej nie napawa optymizmem. Spada rozrodczość, a na skutek plag w postaci uzależnień czy niskiej jakości ochrony zdrowia wzrasta śmiertelność. Do tego dochodzi ogólnie zła sytuacja materialna obywateli, która jest w tym kraju normą. Niezadowolenie społeczne może łatwo się obrócić przeciw „Putinowi”, a tylko czekają na to jego konkurenci do zdobycia „tronu cara”.

W związku z tym Rosja zdecydowała się na dwa radykalne kroki. Zaczęła ograniczać dostawy gazu ziemnego do Europy oraz robi wszystko, aby świat zaczął się bać wojny z Ukrainą. Oba ruchy spowodowały niespotykany w historii wzrost cen gazu. Od lipca 2021 roku wzrosły one z około 30 dolarów za 28 metrów sześciennych do około 100 dolarów we wrześniu, żeby osiągnąć poziom około 80 dolarów w styczniu 2022 r.

Chociaż dzięki temu rosyjskie państwo zaczęło zarabiać więcej, na pewno jest to sytuacja chwilowa. Po pierwszym szoku, ceny gazu wrócą do poprzednich poziomów, a może nawet jeszcze spadną. Nastąpi to prawdopodobnie na wiosnę, kiedy zmaleje presja na większy pobór mocy z sieci energetycznych. Odbiorcy surowca znajdą też inne jego źródła, takie jak amerykański LNG czy gaz ze złóż norweskich.

Czy Rosja zaatakuje Ukrainę?

Operacja rozlokowania znacznych sił rosyjskich przy granicy z Ukrainą może mieć też niestety znaczenie inne niż tylko służące wzrostowi cen surowców.

Kremlowscy włodarze mogą zaatakować swojego sąsiada, ponieważ być może wierzą, że jest to dobry sposób na „przestawienie wajchy” i odwrócenie przykrych konsekwencji błędów popełnianych od 2013 roku. W wyobraźni widzą, jak Zachód przerażony wojną prosi ich o przerwanie działań i oferuje za to znaczne korzyści może nawet terytorialne.

Przy tej okazji powstają pytania: czy Rosja tym razem nie przelicytuje, tak jak stało się w przypadku zaangażowania w Syrii i pomocy Kurdom? I ile może ją to w tym przypadku kosztować?

Mateusz Chmiel

Mateusz Chmiel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *