Chociaż polska elektrownia atomowa ma dość długą historię, to jednak nadal nie istnieje i nie zanosi się na to, że powstanie w najbliższych latach. Czy nasza energetyka jądrowa podzieli los motoryzacji, która też od wielu dziesięcioleci ma rachityczną postać i nie udało się jej rozwinąć? Wiele na to wskazuje.
Pierwszy etap to lata 1956 – 1974, kiedy to tworzono urzędy, wydawano uchwały, tworzono plany i podejmowano decyzje. Efektem tej pracy było podpisanie w 1974 roku umowy ze Związkiem Sowieckim określającej warunki budowy elektrowni, zawierającej zapis o dostarczeniu nam przez Wielkiego Brata reaktorów WWER-440. Trochę wcześniej, bo w roku 1972, podjęto decyzję lokalizacyjną dla budowy zakładu nad Jeziorem Żarnowieckim (obecne woj. pomorskie).
Przeczytaj też: Polska elektrownia atomowa powstanie później
Przeczytaj też: Zbudujemy trzy elektrownie atomowe? Cotygodniowy przegląd wydarzeń
Instytucją, która koordynowała od roku 1956 prace nad projektem była Rada ds. Wykorzystania Energii Atomowej. Ciało to zlecało także badania naukowe oraz planowało posunięcia w zakresie wykorzystania w Polsce Ludowej energii jądrowej. W tamtych latach powołano w naszym kraju także urząd Pełnomocnika Rządu ds. Pokojowego Wykorzystania Energii Jądrowej. W roku 1957 w dokumencie pod nazwą “Zarys Perspektywicznego Planu w Zakresie Energetyki Jądrowej w Polsce” prezydium rządu Władysława Gomułki założyło, że elektrownia atomowa w Polsce powstanie do roku 1965 i będzie miała moc 200MW.
Jak to było za Gierka?
Jak już wiemy, rządowi Gomułki nie udało się dotrzymać pierwszego terminu oddania elektrowni, za to w 1971 roku rząd Gierka opracował nowy plan budowy, tym razem we współpracy z ZSRS. Wtedy ptaszki zaczęły ćwierkać, że polski atom jest tuż tuż i w przyszłości nie zagrozi nam dwudziesty stopień zasilania.
W 1973 roku powstała nowa instytucja koordynująca polskie prace w zakresie energetyki jądowej: Urząd Energii Atomowej. Jednak już w 1976 roku instytucję zlikwidowano, a na jej miejsce powołano Urząd Ministerstwa Energetyki i Energetyki Atomowej, aby dokładnie zbadać plany modernizacji systemu energetycznego. Czyżby już wtedy wierzono, że mnożenie instytucji to dobry sposób na popychanie spraw do przodu? Czy może nowy urząd był potrzebny, aby przeprowadzić „audyt”?
Elektrownia Jądrowa „Żarnowiec”
Rok 1982 to już rządy Wojciecha Jaruzelskiego jako premiera. To pod jego przewodnictwem, w dniu 27 lutego, Rada Ministrów podjęła decyzję o rozpoczęciu budowy elektrowni atomowej nad Jeziorem Żarnowieckim. W tym samym dokumencie powołano do życia Państwową Agencję Atomistyki. Elektrownia „Żarnowiec” miała zostać uruchomiona w latach 1991-92 i miała mieć moc 0,8GWe w dwóch blokach. W latach 1985-1987 udało się wykonać fundamenty pierwszego z nich.
Przeczytaj też: Budowa CPK wstrzymana?
Przeczytaj też: Ostatnie niemieckie elektrownie jądrowe wyłączono na skutek fałszerstwa
Niestety koniec lat 80 XX w. to okres kryzysu gospodarczego wywołanego różnymi czynnikami, a także przemian politycznych związanych z przejściem Polski do bloku państw zachodnich. Dodatkowo, w roku 1986 wydarzyła się katastrofa w elektrowni czarnobylskiej, co także negatywnie wpłynęło na naszą energetykę jądrową i losy „Żarnowca”. W społeczeństwie zapanował strach przed tym rodzajem wytwarzania energii, umiejętnie podsycany przez niektóre środowiska (np. organizacja Wolność i Pokój).
W maju 1990 roku w ówczesnym województwie gdańskim zorganizowano referendum, w którym ponad 86 proc. głosujących (frekwencja nieco ponad 44 proc.) opowiedziało się przeciw kontynuowaniu budowy. Dość szybko po ogłoszeniu wyników, bo już 17 grudnia, rząd Tadeusza Mazowieckiego postawił projekt Elektrownia Jądrowa „Żarnowiec” w stan likwidacji. Jak widać, jak się chce, to i ludu można posłuchać.
Kolejne próby wskrzeszenia polskiego programu jądrowego
Wbrew pozorom, za „demokracji i wolności” z energetyką atomową w Polsce było już tylko gorzej. PRL chociaż doprowadził do rozpoczęcia budowy, która dość szybko postępowała, a „demokracja” nie dość, że „uwaliła” peerelowski projekt, do czego były wątpliwe podstawy, to jeszcze przez kolejne 33 lata (!) nie potrafiła nawet wybrać lokalizacji pod tak potrzebną polskiej gospodarce elektrownię. 15 lat zajęło „demokratom” tylko podjęcie decyzji o wznowieniu programu! Jest jednak nadzieja, bo „Żarnowiec” zaczęto budować w około 40 lat od powstania pomysłu na EJ, więc być może tym razem, po takim okresie od nowej decyzji, pierwsza łopata będzie wbita. Rok 2045?
W 2005 roku rząd Marka Belki przyjął opracowanie “Polityka energetyczna Polski do 2025 roku”, w którym zaplanowano również budowę polskiej elektrowni jądrowej. Kolejny rząd, tym razem słowami premiera Jarosława Kaczyńskiego, opowiedział się w 2006 roku za kontynuowaniem programu jądrowego. 2007 to już rok powołania komisji sejmowej do spraw energetyki jądrowej i rozpoczęcia przez PSE (Polskie Sieci Elektroenergetyczne) wstępnego wyboru lokalizacji EJ.
Tusk ogłasza swój program energetyki jądrowej
Niestety, później minęły jałowe 2 lata, a w 2009 roku rząd Donalna Tuska (PO) ogłosił swój program dla polskiej energetyki do roku 2030, w którym znalazło się miejsce dla elektrowni jądrowej. Ten sam rząd w 2010 roku przyjął pierwszy projekt Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ), a PGE (Polska Grupa Energetyczna) utworzyła spółkę PGE EJ1, która stała się główną firmą zarządzającą budową elektrowni.
Kolejne lata to perypetie związane z wytypowaniem lokalizacji oraz wyborem dostawcy technologii. Do tej roli zgłosiły się między innymi firmy Areva, Westinghouse i General Electric. W 2013 roku podpisano umowę z grupą WorleyParsons na wykonanie badań środowiskowych i usług potrzebnych do uzyskania pozwoleń na rozpoczęcie inwestycji. Grudzień 2014 roku przyniósł jednak wypowiedzenie umowy z powodu nie wywiązywania się firmy z jej postanowień.
Koniec końców, dopiero we wrześniu 2023 roku, jeszcze za rządu Mateusza Morawieckiego (PiS) wybrano wreszcie lokalizację dla nowej polskiej elektrowni jądrowej. Ma być budowana w gminie Choczewo w województwie pomorskim. Można jednak zapytać, co rząd PiS, który rządził od 2015 roku, zrobił przez 8 lat w sprawie projektu jądrowego? Widać, że niewiele. Czyżby dlatego, że był to „projekt Tuska”?
Czy Polska wybuduje elektrownię jądrową w 100 lat od powstania planów?
Mamy już rok 2024, a kolejny rząd Donalda Tuska niedawno ogłosił, że realny termin uruchomienia pierwszej polskiej elektrowni atomowej to 2040 r. Niepokojąco więc zbliżamy się do 100 lat od powstania pierwszych planów budowy tego potrzebnego źródła energii. Znając indolencję naszych organów państwowych, spodziewam się, że wspomniany rok 2040 to tylko myślenie życzeniowe. Obyśmy zmieścili się w tych 100 latach.
Wielu z naszych sąsiadów posiada elektrownie jądrowe. W zasadzie łatwiej wymienić kraje europejskie, które tej metody wytwarzania energii nie używają. O przyczynach tego stanu rzeczy można długo rozprawiać. Na pewno należy do nich nasza mentalność, która nakazuje nam żyć w podziałach “plemiennych”. Przykłady z niniejszego tekstu pokazują, że lubimy tworzyć od nowa “nasze” projekty, zarzucając “nienasze”. Władza która decyduje się kontynuować prace wykonane przez poprzedników, popycha projekt do przodu.
Czy ktoś nam przeszkadza w wybudowaniu elektrowni atomowej?
Innym czynnikiem hamującym nasz postęp, jest niechęć niektórych sąsiadów do naszego wzrostu w dziedzinach strategicznych, w których moglibyśmy stać się dla nich konkurencją. Tania i niezawodna technologia produkcji energii potrzebna jest nam do rozwoju przemysłu oraz uczyni z nas energetycznych eksporterów. To są czynniki zwiększające zamożność kraju i jego mieszkańców. Bogactwo z kolei poprawia zdolność inwestycyjną, do akumulacji kapitału i ekspansji na rynki zagraniczne, pomaga w tworzeniu rozpoznawalnych marek oraz umożliwia gromadzenie oszczędności poprawiając płynność.
To właściwości mogące wyposażyć nas w siłę, która niekoniecznie jest marzeniem rządu w Berlinie, o Moskwie nie wspominając. Dlatego też można podejrzewać, że te dwa ośrodki mają swój udział w opóźnianiu uruchomienia pierwszej polskiej “atomówki”. Obyśmy byli w stanie przeciwstawić się tym wpływom.